Jak sobie pomóc w schizofrenii? Strategie autoterapeutyczne

SchizofreniaCo to jest schizofrenia? - Niemal każdy zna to słowo. Pojawia się czasem w telewizji, najczęściej jako obelga. W kulturze masowej to słowo tajemnicze, budzące niedobre skojarzenia: pasy, kaftany, pobyt w zakładzie zamkniętym, kalectwo. Gdyby jednak bliżej dopytać, co to znaczy "schizofrenia", jedynie specjaliści odpowiedzieliby poprawnie. Pojęcie to wprowadził duński psychiatra Bleurer w 1911 roku na oznaczenie zespołu objawów, które dawniej rozpatrywano oddzielnie. Dostrzegł, że choroba ta polega na zaburzeniach kojarzenia, myślenia i odczuwania, a także zmianach w zachowaniu, które staje się nieadekwatne do otoczenia i chwili aktualnej.

Słowo pokazuje "rozbicie, rozszczepienie, rozkojarzenie" (gr. schizo - rozłupuję, rozbijam, rozdzielam), dysonans między emocjami a mimiką twarzy, między "sercem" (gr. "frenos" - serce, wola, uczucie) a umysłem i zachowaniem pacjenta. To choroba, w której oprócz apatii, braku energii i zapału, pojawiają się dodatkowo halucynacje, omamy słuchowe, a także urojenia. Te ostatnie są najbardziej znamienne dla tej choroby i zaburzeń schizofrenopodobnych. Oznaczają, że chory co prawda poprawnie percypuje świat za pomocą pięciu zmysłów, lecz błędnie interpretuje zdobyte tą drogą informacje. Najczęściej urojenia dotyczą osobiście chorego, który jest zdania, że wszyscy ludzie dookoła są do niego wrogo nastawieni i planują go skrzywdzić. Żeby tego dokonać śledzą pacjenta non-stop, podsłuchują i podglądają, a na końcu chcą go otruć. Pacjent zamyka się więc w sobie, nie wychodzi z domu czy mieszkania, a nawet z pokoju, słucha głośnej muzyki, żeby odpędzić zgłośnione myśli, które - jego zdaniem - wszyscy znają. Jeśli nie zostanie zdiagnozowany i przeleczony, choroba będzie się pogłębiać. W skrajnych przypadkach bez leczenia pacjent zostanie kaleką jeszcze przed trzydziestką, bez renty i żadnych perspektyw na godne życie. Widzimy czasem brudnych włóczęgów na mieście, szukających butelek w koszach - to w większości niezaopiekowani na czas schizofrenicy, albo osoby, u których choroba zeszła w sposób niekorzystny, pozostawiając syndrom głębokiego upośledzenia i nie pozwalając na zdobycie koniecznych kompetencji społecznych.

Leczenie schizofrenii

Obecnie choroby psychiczne, dawniej nieuleczalne, można z powodzeniem leczyć. Nerwice łatwo poddają się psychoterapiom, depresje można łagodzić lekami, a w schizofrenii stosować leczenie kompleksowe. Neuroleptyki II i III generacji są bardziej skuteczne, bardziej bezpieczne i poprawiają komfort leczenia, ponieważ nie wywołują tylu skutków ubocznych (akatyzje, parkinsonizm polekowy, dyskinezy późne, zaburzenia metaboliczne, inn.), co leki klasyczne (haloperidol, klopiksol, inn.). To jedna metoda leczenia. Jeśli do tego dodać różne formy terapii nie-farmakologicznych, w tym aerobik, socjoterapia, terapia zajęciowa, muzykoterapia, psychoterapia grupowa i indywidualna oraz wiele innych, to można z powodzeniem osiągnąć około 80% remisji objawów i powrót do funkcjonowania sprzed wybuchu psychozy. Pozostaje jednak jeszcze nauczyć pacjenta samodzielności, strategii radzenia sobie z resztkami objawów, a także wykrywania zbliżającego się zaostrzenia czy nawrotu, żeby na czas włączyć albo zmodyfikować leczenie podstawowe.

Autoterapia w chorobach schizofrenicznych i innych

Każdy kryzys zdrowotny wymaga po zejściu objawów rehabilitacji i czasem długiej rekonwalescencji. Dotyczy to szczególnie chorób psychicznych, które są w pewien sposób powiązane z całościowym rozwojem umysłowym, a ten dokonuje się latami. Zwłaszcza jednak po doświadczeniu psychozy schizofrenicznej potrzeba nieraz wiele tygodni, miesięcy, a nierzadko lat, aby dojść do zadowalającej formy i osiągnąć pożądany poziom funkcjonowania. Gdy choroba spotka osobę młodą, która nie zdążyła jeszcze z racji wieku zbudować silnej osobowości, to nie dość, że musi ona wyzdrowieć, to jeszcze nadrobić bardzo dużo zaległości. To trochę tak, jak nieobecność na kilku lekcjach powoduje luki w wiedzy, tak samo bez rekonwalescencji ryzyko niepełnego wyzdrowienia i nawrotu wzrasta.

Pacjent najpierw, gdy jest w ostrym stanie, leczony jest biernie - podawane są mu w szpitalu leki, stosowane różne zabiegi terapeutyczne, ale on sam niewiele z siebie robi, aby prędzej wyzdrowieć. Czasami ten brak motywacji do leczenia wynika z braku wsparcia rodzinnego, obwiniania pacjenta za chorobę, zmuszania, aby szybko wyzdrowiał czy samej choroby. Mogą też w grę wchodzić różne szkodliwe przekonania, pośród których spiskowe teorie schizofrenii czynią najwięcej szkód. Pacjent i rodzina powinni być poinformowani, na co on choruje, jakie przeżywa objawy, ponieważ w schizofrenii zdolność do autorefleksji i introspekcji paradoksalnie się zmniejsza. Mimo, iż pacjent żyje wewnątrz swego dziwnego świata, to jednocześnie nie umie się w nim poruszać, stąd może nie umieć zrozumieć, że jest chory, że wymaga leczenia i że jeśli od pewnego momentu nie rozpocznie autoterapii, to wyleczenie będzie częściowe. Czasem rzeczywiście pacjentom wystarczy podać dobry lek, innym pomaga terapia, psychodrama czy taniec albo sport. Jednak efekty tych wszystkich terapii, razem wziętych, w dużej większości przypadków nie są zadowalające. Aby nie doszło do ponownego regresu, należy spróbować zaktywizować pacjenta na polu leczenia, aby z biernego stał się aktywnie współpracującym z lekarzem pacjentem. I tu rozpoczyna się autoterapia.

Może ona przybrać formy dowolne. Trzeba jednak pamiętać, że najlepiej pacjentowi pokazać kierunek, ale nie determinować celów, które powinny być sformułowane przez niego samego. Jeśli wiemy, że przed chorobą pacjent interesował się czymś szczególnie, można mu o tym przypomnieć. Istnieje szansa, że podejmie temat. Rola otoczenia z karzącej i rozkazującej działania musi przybrać formę doradzania, informowania, pocieszania, motywowania i uczenia. I jeśli to jest czynione dla dobra pacjenta, a nie po to, aby mu ustawiać życie po wyjściu ze szpitala (dziś pobyty te są krótsze), to istnieje spora szansa, że pacjent nagle złapie bakcyla i zajmie się sobą i tym, co go interesuje. I na tym rola otoczenia się kończy.

Dalsze uwagi kieruję już bezpośrednio do pacjentów, a formuuję je z autopsji. Jako wieloletni pacjent psychiatryczny wiem, że nawet najściślejsze stosowanie zaleceń najlepszych lekarzy i terapeutów to dopiero połowa sukcesu. Do pewnego momentu liczyłem wyłącznie na leki. Potem uwzględniłem fakt, że leki nie leczą przyczyn ani istoty tej choroby. I że dostępne terapie, nawet rekomendowana ostatnio na psychozy poznawczo-behawioralna, nie wyleczą do końca, a nawet nie spowodują zadowalającej remisji. Przyszedł więc czas, że postanowiłem zacząć walczyć od wewnątrz - najpierw przeczytałem dostępne dla laików publikacje i książki, potem zacząłem spisywać swoje refleksje w formie pamiętnika-dziennika, publikować artykuły i szkice. Gdy tego wszystkiego było mało, przypomniałem sobie, że kiedyś śpiewałem w chórze, grałem na pianinie i gitarze i przypomniałem sobie ulubioną muzykę. Słuchałem sporo muzyki, a także audycji z rozwoju osobistego i słuchowisk motywujących, żeby wiedzieć, jakie są trendy w tej branży. Sporo jeździłem samochodem i postanowiłem zmienić pasję motoryzacyjną w pracę zawodową, przynajmniej jako pracę tymczasową.

I na koniec spełniłem swoje ukryte marzenie - nauczyłem się z pomocą programów komputerowych produkować autorską muzykę. Gdy jeszcze tego było mało, zacząłem pomagać żonie i teściom w ich biznesie, doradzając im w tym, w czym czułem się pewnie - filozofii biznesu. W każdym razie nie siedziałem z założonymi rękami, czekając biernie na cud. Lepiej robić cokolwiek niż nic. Taka maksyma jest ważna również w depresji, w nerwicach i lękach, fobiach i w każdym kryzysie nerwowym. Jednak to schizofrenia jako choroba całego człowieka i jego życia pokazuje jasno, że pacjent musi sam, o własnych siłach i z własnej woli podjąć walkę. Zupełnie tak samo, jak ludzie, którzy po wypadkach, sparaliżowani, muszą ćwiczyć, aby odzyskać zdrowie. Tyle, że w schizofrenii ciało jest sprawne, a sparaliżowane są funkcje neuropsychiczne, co sprawia, że pacjenci psychiatryczni mają nieporównanie trudniejsze zadanie niż - z całym szacunkiem - osoby, które w chorym ciele mają jednak zdrowego ducha.